Feterniak Feterniak
1238
BLOG

Barwy kampanii - Środkowopomorskie

Feterniak Feterniak Polityka Obserwuj notkę 34

Przez ostatnie tygodnie dużo się działo i w sumie nie za bardzo mam czas by pisać na bloga, ale że kampania wyborcza mocno wtargnęła w mój regionalny ogródek, to nie mam serca przepuścić tak ciekawego tematu.

Dwa tygodnie temu na konwencji w Koszalinie Jarosław Kaczyński krytykując dzisiejsze dysproporcje w rozwoju poszczególnych regionów Polski zapowiedział zmiany w tej materii gdy PiS zdobędzie władze. No i dopowiedział, że Koszalin zasługuje na bycie ośrodkiem o randze wojewódzkiej. Wiele więcej nie musiał mówić, by miejscowy aktyw puścił w świat informację, że Prezes zapowiada utworzenie województwa koszalińskiego. Nikogo nie dziwi, że taki news bardzo ciepło przyjęła większość koszalinian i to niekoniecznie jedynie zwolennicy PiS.

Skoro mowa o siedemnastym województwie, to drugim beneficjentem takiego ruchu powinien być Słupsk. Rzecz jasna część słupskich działaczy naszej głównej partii opozycyjnej, ze słynną posłanką Jolanta Szczypińską na czele, raźno podchwyciła tą wykładnię i gdzieś pod koniec zeszłego tygodnia w pomorskich, a zwłaszcza trójmiejskich mediach rozległo się gromkie „PiS chce utworzenia województwa środkowopomorskiego!”, w skład którego wejść miałoby całe dawne województwo słupskie – coś pod połowę dzisiejszego województwa pomorskiego. Swoistą ciekawostką jest tutaj sama semantyka. W Koszalinie zazwyczaj mowa o województwie koszalińskim, gdy tymczasem zwolennicy tego pomysłu z Słupska wolą mówić o środkowopomorskim. Co się nie dzieje bez przyczyny, bo nad Słupią prawie natychmiast pojawiły się pomysły, że Słupsk z Koszalinem podzielą się przecież wojewódzką władzą, jak Toruń z Bydgoszczą.

Po tej, jak sie okazało niezbyt przemyślanej szarży, najkrócej, acz obrazowo rzecz ujmując, sytuacja zaczęła wyglądać tak, jakby ktoś do szamba wrzucił granat.

Sprawnie radzący sobie nowy szef PiS w całym województwie, Janusz Śniadek (gdyby miał więcej czasu, to śmiem twierdzić, że poprowadził by swoją partię do spektakularnego zwycięstwa także u nas, w mateczniku PO) próbował jeszcze ratować sytuację, stwierdzając, że to tylko zaproszenie do dyskusji, a żadnych zmian nie będzie bez akceptacji przez samym mieszkańców ewentualnego województwa, ale jego głos utonął w medialnym szumie. Zwłaszcza, że działacze jego partii nie do końca podjęli tą narrację.

W czym problem? No cóż. Problemy są tak naprawdę dwa i oba, bez litości od razu wyciągnęli na światło dzienne przeciwnicy PiS. Pierwszy to polityczne konotacje samego pomysłu. Od razu bowiem przypomniano, że najgorętszymi zwolennikami siedemnastego województwa są od lat środowiska postkomunistyczne tradycyjnie silne w tym regionie. Z lubością zatem wypomniano, że prezes Kaczyński podjął pomysły Aleksandra Kwaśniewskiego i esldowskich posłów ziemi koszalińskiej. Dopowiadając, że jest to powrót do komunistycznego podziału Polski i ówczesnych metod zarządzania województwami. Umówmy się jednak, że ten fakt, choć pewnie nieprzyjemny politycznie, jakimś ważnym argumentem merytorycznym dziś nie jest.

 

Gorszy dla PiS był problem drugi: praktycznie wszystkie powiaty dawnego województwa słupskiego już poprzednio (a był przecież obywatelski projekt ustawy w tej sprawie!) zgodnie twierdziły, że nie chcą do żadnego Koszalina, bo dobrze im z Gdańskiem czy Poznaniem. I to jest problem realny, trudno bowiem stwierdzić, że taki Złotów, Bytów, czy Lębork mogły w czymkolwiek skorzystać na nowym województwie. Baa, Lębork, czy Bytów, które właśnie witają się z gąską w postaci sprawniejszej komunikacji kolejowej z Trójmiastem, realnie mogłyby bardzo dużo stracić. Bytów od dwudziestu lat zabiega o rewitalizacji linii kolejowej do Kościerzyny, która dla tamtejszego przemysłu jest kwestią „żyć lub nie żyć” i gdy wojewódzki projekt Pomorskiej Kolej Metropolitarnej wkroczyć ma lada rok na ten właśnie odcinek – nagle taka rewolucja. Trudno przypuszczać, by w Koszalinie, dla tamtejszego marszałka, połączenie kolejowe Bytowa z leżącą już w innym województwie Kościerzyną było jakimkolwiek priorytetem...

Gdyby cała sprawa ograniczyła się jedynie do jakichś deklaracji tego czy innego starosty nie byłoby z tym większego problemu, zwłaszcza, że władzę w tych powiatach jakoś można wiązać, mniej lub bardziej wprost, z PO. Piłeczkę podjęli jednak różnej maści przedstawiciele lokalnych elit i organizacji, których często trudno postrzegać jako związanych z partią rządzącą. Baaa często wręcz kojarzeni raczej z prawicą. Na dodatek najcięższą artylerię wyciągnęły środowiska kaszubskie, które wprost całą sprawę nazwały rozbiorem Pomorza i rozbijaniem kaszubskiej wspólnoty. Przypominając przy okazji, że o zjednoczenie wszystkich Kaszubów w jednym województwie zabiegano kilkadziesiąt lat, a na pamiątkę swojego sukcesu z 1999 roku organizuje się co roku Zjazdy Kaszubów – największa imprezę regionalną na całym Pomorzu. Stąd środowiska kaszubskie, tradycyjnie sprzyjające PiS, nagle zawrzały prawdziwym i widocznym oburzeniem.

Problematyczny stał się nawet entuzjazm samego Słupsku dla takowego pomysłu. Nikt tam naturalnie nie zapałał oburzeniem na pomysł stworzenia siedemnastego województwa. Środowiska lewicowe i PiSu od ręki stwierdziły, że jest to dobry pomysł, ale bez jakiegoś widocznego entuzjazmu. Argumenty bowiem o dyskryminacji w podziale funduszy europejskich, czy celowym deprecjonowaniu miasta nad Słupią przez Gdańsk, podnoszone są tam z dużym zawstydzeniem. Pamiętają bowiem wszyscy, jak poprzedni prezydent Kobyliński cały swój inwestycyjny zapał skierował w słynny akwapark. A inwestycję tą tak „skutecznie” prowadził, że jego następcę aż rząd musiał ratować przed bankructwem. Jeszcze ciekawsza była historia miejscowego szpitala wojewódzkiego, który de facto się ostał wbrew radosnej działalności prezydenta Kobylińskiego, tylko dzięki widocznej determinacji władz województwa. Łatwych namacalnych dowodów na krzywdę Słupska po prostu tam brakuje, więc argumentacja za środkowopomorską samodzielnością pozostaje na poziomie dość dużego ogółu.

 

Niespójny przekaz (gdy jedni działacze, jak Śniadek uspokajali, że to tylko wezwanie do dyskusji, inni szli w zaparte, że to jest już konkretna propozycja do realizacji po wyborach) z lubością wykorzystali działacze PO, głośno wyrażając swój sprzeciw w mediach, który podpierają różnymi, trudnymi do skontrowania wyliczeniami. Rzecz jasna szybko przerzucono akcję także do internetu, gdzie m.in. wiceminister Orłowski nawet założył specjalny fanpage na facebooku. Zaś najbardziej symptomatyczne w tym wszystkim jest to, że w tej fejsbukowej dyskusji najgorliwiej pomysł zmiany mapy administracyjnej kraju poparli nie zwolennicy prawicy, ale znana skądinąd grupa entuzjastów „historycznych narodów”, takich jak Prusowie, Jaćwingowie, czy „prawdziwi Pomorzanie” (ci z Pomorza Zachodniego). Ni mniej, nie więcej środowisko mocno zalatujące pomysłami w stylu RAŚu.

Opisuję zaś tą całą historię, bo jestem mocno przekonany, że jak nie nastąpi jakaś niespodziewana kontrofensywa w tej sprawie, to ów „rozbiór Pomorza” przesądzi o mocnej porażce PiS na Pomorzu. A miesiąc temu wierzyłem, że po odsunięciu Andrzeja Jaworskiego, PiS jest w stanie nawet z PO u nas wygrać. A co najmniej mocno nacisnąć na pięty. A politologom pozostanie badanie, czy dodatkowe głosy w Koszalinie, czy samym Słupsku (acz czy tu będzie ich aż tak wiele?) warte będą realnych strat na Kaszubach, czy ziemi złotowskiej.

 

Natomiast jakby ktoś się mnie pytał o opinię, to uważam to za typową kampanijną rozgrywkę, dość źle rozegraną przez pomorski PiS. Taka zmiana będzie trudna do szybkiego przeprowadzenia. Abstrahując już od popularnego argumentu, że fundusze unijne są już do 2020 roku rozdane między województwami, to sama procedura ewentualnych konsultacji społecznych dla tego typu kroku wymagać będzie sporo czasu. A nawet w przypadku podjęcia decyzji o takiej zmianie, wykreślanie granic nowego bytu może zająć jeszcze więcej czasu. Trudno na dziś nawet wyrokować czy zadowolonych z nowego województwa będzie na pewno więcej niż nim skrzywdzonych.

Nieśmiało mam jednak nadzieję, że ta dyskusja zwróci uwagę na cienie istniejących granic. Piszę o tym z regionu, który nie miał takiego szczęścia jak Kaszubi i został podzielony między dwa województwa. Co powoduje ogromne perturbacje tak w sferze szeroko pojętej kultury, czy edukacji, jak i, a może przede wszystkim, w odczuwalnej przez większość zwykłych mieszkańców sprawach gospodarczych czy komunikacyjnych. Przy czym wcale nie uważam, że rozwiązaniem muszą tutaj być jakieś nowe byty administracyjne. Raczej oczekiwałbym skutecznych narzędzi na realizowanie celów ważnych dla takich transwojewódzkich regionów jak moje Kociewie...

 

Feterniak
O mnie Feterniak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka